Podczas takich rozmów często gryzę się w język, by nie powiedzieć, że coś jest nierealne i niemożliwe. Staram się nie wbijać do głów moich własnych ograniczeń. Oczywiście rozmawiamy o tym, że ich cele wymagają ciężkiej pracy, wytrwałości, konsekwencji, oryginalności, niestandardowego myślenia…
A potem, idąc szkolnym korytarzem, staram się sobie uzmysłowić, że być może właśnie mijam przyszłego prezydenta, odkrywcę szczepionki która uratuje tysiące ludzi, laureata nagrody Nobla, wynalazcę lub zdobywcę. Sławnego gamera czy influencera. Być może to będą osoby, o których będzie głośno, bo odważyły się zrobić coś, co dla innych było nierealne. Pracowały ciężko i miały na tyle szczęścia, że nikt im nie przeszkodził w osiągnięciu swojego celu.
Czy jesteśmy na tyle otwarci, by uwierzyć w marzenia swoich dzieci? Czy potrafimy powstrzymać się przed nakładaniem ograniczeń i czarnowidztwem? Na ile pozwalamy, by mogły same wytyczyć sobie drogę?