“Mojemu dziecku nic się nie chce”
„Mojemu dziecku nic się nie chce” – od tych słów ostatnio często zaczynają ze mną rozmowę zrozpaczeni rodzice. Potem mówią o tym, że dziecko opuściło się w szkole, ma coraz gorsze stopnie, być może nie zda. Nie chce mu się nigdzie wychodzić, często nawet nie przebiera się z piżamy. Prośba ani groźba nie pomaga. Co robić? Jak mu pomóc?
Zanim opowiem na te pytania zmieńmy perspektywę i sobie wyobraźmy:
Siedzisz zamknięty w domu. Twój rytm dnia wyznaczony jest przez jeden obowiązek: praca. Jesteś tylko ty i twój komputer. I tak przez kilka godzin dziennie. Swoich współpracowników czasami słyszysz, raczej ich nie widzisz. Łączysz się z nimi tylko wtedy, gdy wymaga tego postawione przed tobą zadanie. Żadnych small talków, żadnych żartów, wymian doświadczeń, spotkań po pracy czy w przerwach na lunch. Twój pracodawca zleca ci kolejne i kolejne zadania – wspiera cię jak może, ale na odległość. Sam jest zawalony robotą, wiec wysyła ci zdawkowe informacje: dobrze/źle/popraw/brawo/oby tak dalej/doślij proszę… Gdy już uporasz się ze swoimi obowiązkami – masz czas dla siebie. Tylko co tu robić? Wyjść nie ma gdzie i często nie ma z kim. Można zadzwonić, tylko o czym znowu rozmawiać, jak nic się nie dzieje i nie ma o czym opowiadać. To co zwykle było twoim hobby jest teraz często niemożliwe to realizacji. Nie mówiąc już o próbowaniu nowych rzeczy, odwiedzaniu nowych miejsc, poznawaniu nowych osób. Żyjesz według pewnego schematu, który realizujesz dzień w dzień. Oprócz tego masz wokół siebie życzliwe osoby, które cię wspierają i motywują, ale też często rozliczają, naciskają i wyrażają swoje niezadowolenie.
A teraz...
To teraz przenieś ten obraz i umieść w nim dziecko lub nastolatka. Osobę, która ma w sobie pełno energii i ciekawości świata. Chce spróbować wszystkiego i dowiedzieć się jak najwięcej o świecie. Osobę, która czerpie swoją energię z kontaktów z innymi, a obserwując ich uczy się siebie i świata. W tym ograniczonym bodźcowo środowisku, do którego została wtłoczona jest pozbawiona tego, co zazwyczaj zapalało ją do działania czy rozwijało kreatywność. Robi to co może, ale już w pewnym momencie po prostu… nie może. Bo po co? Jaki jest cel? Szkoła, oceny? O tym wiemy my dorośli, że to jest ważne. Dzieciom często już zupełnie nie zależy. Widzą jak w wirtualnym świecie w dzienniku dostają jedynkę i myślą sobie: „co z tego?”.
Nam dorosłym łatwiej jest się dostosować do obecnie panujących warunków. Wiemy, jakie mamy obowiązki i jakie mogą być konsekwencje z niewywiązania się z nich. Jest nam łatwiej, ale i tak często teraz robimy jedynie minimum swojej pracy, nie wychodzimy z nowymi pomysłami, gaśnie nam nasza kreatywność… a czasami zawalamy pracę. My nie dajemy rady, a co dopiero dzieci. Wiele się od nich wymaga, nie pamiętając o tym, że one tracą więcej, mając przy tym mniejsze zasoby by sobie poradzić z trudną sytuacją.
Szkoła to nie wszystko
Czy warto zatem cisnąć, wymagać, strofować? Straszyć konsekwencjami czy nakładać kary? A może warto potowarzyszyć i wsłuchać się w to, co mówi nam dziecko. Wesprzeć w tym, co jest naprawdę ważne. Bo czy w tym momencie szkoła i oceny są najważniejsze? Szkoła to nie wszystko. Warto się nad tym zastanowić w czasach, gdy coraz więcej dzieci doświadcza braku motywacji, samotności, depresji, myśli i czynów samobójczych.