Świąteczny sposób na wychowanie?
Wyobraź sobie scenę świąteczną:
Pięknie przybrana choinka, zapach ściętego drzewka i potraw postawionych na stole, dźwięk kolęd i małe dziecko pośrodku tego obrazka. Pod drzewkiem leżą prezenty – zaraz maluch się dowie, co dostało od Mikołaja. Sielsko? Nie, bo nagle wpada do domu zielony stwór w stroju Mikołaja (Grinch) i zabiera wszystkie prezenty. Żadne krzyki, żadne płacze – nic go nie powstrzyma. Dziecko staje w obronie swoich prezentów, jednak zostaje odepchnięte, szarpane. A rodzice ani drgną.
To prawdziwa sytuacja wyreżyserowana na potrzebę „wychowania” młodego człowieka. Uzmysłowienia mu, że jednak zachowywał się źle i nie zasłużył na prezenty. Ma się poprawić, bo inaczej zielony stwór będzie przychodził co roku.
Co tak na prawdę serwują swoim dzieciom?
Potężną dawkę strachu, stawiając je w pozycji ofiary atakowanej przez agresora. Ofiary, która nie może liczyć na swoich najbliższych, że ją ochronią.
Jakie będą kolejne święta? Czy nadal będzie się czuło sielską i błogą atmosferę? Nie sądzę…
Znam osoby, które przeżyły napaść i przez wiele lat nie czuły się pewnie chodząc ulicą. Znam też takie, które zostały obrabowane we własnym domu i przez bardzo długi czas lękały się zostawać w nim samemu z obawy przed ponownym włamaniem. Znam też takie, które agresję ze strony innych osób przepłaciły wieloletnią traumą i licznymi terapiami. Wszystkie te osoby są dorosłe. Takie, które z pozoru mają zasoby i doświadczenie by radzić sobie z sytuacjami trudnymi. Czy powiedzenie im, że to nauczka za złe postępowanie sprawi, że przyjmą tę sytuację jako wartościową lekcję życiową? Nie sądzę…
Filmiki z dziećmi atakowanymi podczas świąt przez przebranych bliskich krążą po internecie. To, że powstają to jedna sprawa. Boli mnie to, że tak wiele jest obserwatorów skłonnych powtarzać daną sytuację we własnych domach. Boli, że tak wiele osób w komentarzach broni tego sposobu jako wartościowej metody wychowawczej.