Myślę, że większość rodziców zapytanych, o czym marzą, odpowiedzieliby, że o spokoju. O takich dniach, a przynajmniej chwilach, gdy nikt nie zakłóca ich wolnego czasu, gdy w nieprzerwany sposób mogą wykonywać swoje obowiązki lub gdy mogą dopić do końca gorącą kawę, poleżeć w wannie, czy poczytać książki. W tym wszystkim pomogłoby na pewno spokojne dziecko: takie, które potrafi poczekać, takie które się nie złości, a jeśli nawet, to szybko powraca samo do stanu równowagi. Brzmi jak bajka. Niestety pośpiech, nerwy i frustracje są naszymi stałymi towarzyszami w życiu. Nie dość, że sami często mamy krótki lont, który podpalony sprawia, że wybuchamy, to jeszcze inni swoim zachowaniem niebezpiecznie go nam skracają.
Umiejętności wracania do stanu równowagi na szczęście da się nauczyć. Oczywiście, na naukę nigdy nie jest za późno, a najlepiej zacząć już od najmłodszych lat. Niestety czasami decydujemy się na to za późno, czekając do chwili wybuchu złości u dziecka. Stosujemy często wezwanie: „Uspokój się!”, które, ku naszemu zdziwieniu, nie wystarcza. Wymagamy, by młody człowiek w sytuacji kryzysowej wymyślił jakiś sposób i go natychmiast zastosował.